Kolejny dzień transportowy. Tym razem nie mogło obejść się bez korka. Tylko, że ten stworzyli sami kierowcy. Jak mamy zwężkę (mieszcząca na styk dwa rzędy) to w teorii przydałoby się ustawić w rządku i jeden za drugim przejechać i w przeciwną stronę tak samo. Nie, to tak nie działa. Po każdej ze stron robi się dwurządkowy korek, bo każdy chce być pierwszy. Ci od wewnątrz blokują wyjazd ze zwężki tym z przeciwka, przez co stoją, jak jedna strona stoi to druga automatycznie też. Masakra i brak jakiegokolwiek myślenia. Ale ich jest dużo (wytłumaczenie na wszystko).
Przed kolejnym samolotem jeszcze zwiedziliśmy Jaskinię Trzcinowego Fletu. Nazwa kompletnie od czapy, ale za to wszędzie sprzedają fleciki – nie trzcinowe ale plastikowe. Pamiętacie takie lizaki, które gwizdały? – działa to identycznie, tylko ma chyba jeszcze bardziej wkurzający dźwięk. Sama jaskinia ładna. Sporo stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów. Ale Chińczycy nie byliby Chińczykami jakby czegoś dziwnego z tym nie zrobili. Otóż tym razem spodobały im się kolorki i cała jaskinia wygląda jak tęcza. A nie można było białym światłem????!!!!
Popołudniu transfer na lotnisko i kierunek Hajnan – wyspa gdzie kolejne dwa dni będę leżała brzuchem do góry :)
Ciekawostki dnia:
- poza inteligencją Chińczyków kierowców, brak